- autor: Rzaska, 2013-10-29 18:29
-
Redakcja przyznaje, że opis tego meczu nie przychodzi jej z łatwością, stąd też opóźnienie w realizacji celu. Jak już pewnie wszyscy zauważyli - nie tylko kibice, ale i piłkarze, każdy mecz wyjazdowy należy do tych, w których 3 pkt idą w zapomnienie (no dobra...prócz jednego).
Próbując uszeregować myśli z niedzielnego wydarzenia, w pierwszym etapie przywołują nam się słowa trenera z odprawy, a także te, które jeszcze na minuty przed meczem miały zagrzewać rząsieckich piłkarzy do gry. Stało się chyba na odwrót i nieco ich zamroziły… ponieważ już w 8 minucie po stracie piłki przez jednego z zawodników Wisły, gospodarze w szybkim tempie przejęli futbolówkę i bez wahania wycelowali ją wprost do bramki Sebastiana Łukasiewicza. Mimo upływającego czasu, zawodnicy Górzanki wcale nie odpuścili, usilnie atakując naszą bramkę. Z perspektywy czasu, staraliśmy się zastanowić czy piłkarzom Rząski można było odmówić zaangażowania – „komisyjnie” uznaliśmy, że nie. Jednak zaangażowanie to jedno, a rozmyślne rozgrywanie piłki to drugie. W tym przypadku drugiego elementu zdecydowanie zabrakło, a skutki doświadczaliśmy w trakcie całego meczu.
Z ławki rezerwowych, a także z wiślackich trybun dochodziły pochlebne głosy: dobrego prowadzenia piłki i dominowania na boisku. Podczas gdy, za minusy tego meczu uznano głównie sędziów i nieszczęśliwy los. Marzeniem redakcji jest to, aby zły los, ani złośliwy, niedouczeni, nieudolni i inni sędziowie nie mieli żadnego wpływu na przebieg oraz wynik meczu. Aby nie szukać wymówek tam gdzie ich nie ma, a patrzeć tylko na siebie i krytykować swoje złe posunięcia – straty piłki, za długi język, niedokładne podania, nie celne strzały z 2 metrów i wiele wiele innych….
Do zobaczenia na stadionie!
Redakcja.